tatuaż ścienny Naszła mnie taka refleksja, że wiele ludzi szuka sztuki do swojego domu, czy miejsca pracy, identyfikując się z nim, jak z tatuażem. I rzeczywiście, coś w tym porównaniu jest. Chodząc po wystawach przed licytacjami w w domach aukcyjnych Sotherbys czy Christies, albo mniejszych domów aukcyjnych, oglądam ekspozycję kolekcji sławnych ludzi. Zdarza się, że to, co zgromadzili w ciągu życia, zostaje potem wystawione na sprzedaż, z wielu powodów, jakie mogły kierować Dziedzicami. I niekoniecznie mam tu na myśli pazerną chęć zamiany na gotówkę tych dzieł, bo często one zwyczajnie do normalnych domów się nie zmieszczą. Wykluczone, by ktoś mający, jak ja koty, mógł zawiesić dzieła Magdalena Abakanowicz, czy obecnej u nas w galerii z patchwork pracami Olga Anacka. Obie panie cenie i uwielbiam ich dzieła. Zdarzyła mi się okazja zakupu okazyjnego niezwykłej pracy Magdalena Abakanowicz, ale nawet jej nie rozwijałem w domu ale szybciutko znalazłem dla nich bezpieczną przystań u zaprzyjaźnionych stałych klientów galerii. Wracając jednak do aukcji pośmiertnych, bo o nich zacząłem, oglądając te wystawy, nasuwa mi się właśnie myśl, jak wiele one mówią o kolekcjonerze. Na przykład wystawa kolekcji David Bowie, w domu aukcyjnym Sotherbys, pokazała go jako człowieka chaotycznego, otaczającego się przypadkowymi przedmiotami i nie stroniącym od kiczu. Długo by mówić, jak wielkich artystów pracę posiadał i jak bardzo niespójne to była zarazem. Mam też oczywiście wiele bardzo pozytywnych wspomnień z takich ekspozycji. Większość osób ma szereg doradców, od zaufanych pracowników galerii sztuki, po projektantów wnętrz. I tu pojawiają się nowe cechy David Bowie, niezależność i niepodatność na sugestie, co tym razem miało fatalny finał. Często oglądając wycieczkę klientów mojej galerii, po jej wnętrzu, spotykam się z komentarzem, że bardzo im się to podoba, ten obraz, czy rzeźba, ale nie do ich domu, w swoim życiu by ich nie widzieli. Wydaje się, że dzieło sztuki, tworzone przez innego człowieka, staje się częścią świata odbiorcy, nowego właściciela. Kupujący musi się z nim identyfikować. Jak z tatuażem. Emocjonalnie bowiem meble, można poźegnać dużo łatwiej, niż obraz. To też ciekawy paradoks, jak szybko pozbywamy się po latach drogich mebli, bez względu na uzyskane za nie kwoty, a jak źle znosimy porzucenie dzieła sztuki, które towarzyszyło nam przez lata. Od kiedy mam świadomość, że to wybrane do wnętrza dzieło sztuki ma najprawdopodobniej zostać z klientem do jego śmierci, opisywać jego charakter i temperament, nabrałem zupełnie innego spojrzenia na proces wyboru i zakupu. To oczywiste, że absolutnie, perspektywa, uwzględniając te czynniki, zmienia punkt widzenia. To wpływa na rozmowę z gościem galerii, ale też wymusza przestrzeń na swobodny wybór widza, żeby był on jego i tylko jego i wymaga czasu.